Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jeśli jeszcze jaka myśl dotąd żyje w ich duszy. Agaj-Han dobył szabli i handżaru, potrząsa księżycem na głowie, to spojrzy na panią, to na Igara i wahać się zdaje.
Jakieś straszne myśli krążą mu po mózgu, bo na rysach wystąpiły zewsząd zmarszczki w około ust, od skroni, na jagodach; w pełni padają jego spojrzenia na Carowę, z ukosa na Zaruckiego, z uwagą śledzi połysk sztyletu zatkniętego u łona Maryny, z uwagą pilnuje iżali Sahajdaczny nie odwróci głowy, a tu coraz bliżej, coraz bliżej huki i gwary i wrzaski; podobno jeszcze jedne drzwi do wybicia, a potem tłuszcza wrogów zwali się do komnaty.
Już biją o tych drzwi podwoje, słychać, jak piła wgryza się w belki, jak topór kowadli o rygle; w podwojach znać już dziury wytłukli, bo kagańcowe połyski już biegną po ścianach, jeszcze słabe, jeszcze błądzące, ale coraz pełniejsze.
Śnieg bojaźni zważył róże na licach Maryny, ostatkiem wiedziona powstać chciała; nie powstała — na krześle opadła, schyliła czoło, korona runęła na posadzkę i tocząc się pobiegła ku drzwiom, minęła Igara, na schody zbiegła i pędem z stopnia na stopień zlatując, brzmi głucho jak kamień co spada ze skały.
Cichaczem zaśmiał się Agaj-Han i raz jeszcze miłosny wzrok rzucił na Carowę piękną w swojej niedoli; potem skoczył, gdyby dzikie zwierzę, z handżarem wyżej głowy, w równi z półksiężycem na hełmie, i stamtąd go spuścił na kark Zaruckiemu; nie wiedzieć jak poszło żelazo, czy głębią czy płazem, ale Sahajdaczny upadł na ziemię, jęk tylko jeden wydawszy; jeśli ich więcej wydał, utonęły we wrzaskach następującej Moskwy, która po ciele przeszła.
Tymczasem giermek złożył pocałunek na skroniach zemdlałej Maryny i stanąwszy przed nią zawołał: „Macie, czego szukacie, bierzcie i prowadźcie“ — ale w tej chwili dziecinne miał rysy i w oczach dwie łzy dziecinne.