Może Pan krewny Hrabiny.
Jestem przyjacielem jej męża, on mnie tu przysłał
Proszę Pana — wiele sobie z niej obiecywać nie sposób — mój mąż wyjechał, byłby to lepiej wyłuszczył — przywieźli ją zawczoraj — była w konwulsyach. — Jakie gorąco.
Mamy dużo chorych — żadnego jednak tak niebezpiecznego jak ona. — Imainuj sobie Pan, ten instytut kosztuje nas ze dwakroć sto tysięcy. — Patrz Pan jaki widok na góry — ale Pan widzę niecierpliwy — więc to nieprawda, że Jakóbiny jej męża porwali w nocy? — proszę Pana.
Chcę być z nią sam na sam.
Mój mąż by się gniewał, gdyby...
Dajże mi W. Pani pokój.
W łańcuchy spętaliście Boga. — Już jeden umarł na krzyżu. — Ja drugi Bóg, i równie wśród katów.
Na rusztowanie głowy królów i panów — ode mnie poczyna się wolność ludu.