Od dnia ślubu mojego spałem snem odrętwiałych, snem żarłoków, snem fabrykanta niemca przy żonie niemce, świat cały jakoś zasnął w około mnie na podobieństwo moje — jeździłem po krewnych, po doktorach, po sklepach, a że dziecię ma się narodzić, myślałem o mamce.
Do mnie, państwa moje dawne, zaludnione, żyjące, garnące się pod myśl moją — słuchające natchnień moich, niegdyś odgłos nocnego- dzwonu był hasłem waszem.
Boże, czyś Ty sam uświęcił związek dwóch ciał; czyś ty sam wyrzekł, że nic ich rozerwać nie zdoła, choć dusze się odepchną od siebie, pójdą każda w swoją stronę, i ciała gdyby dwa trupy zostawią przy sobie.
Znowu jesteś przy mnie — o moja — o moja, zabierz mnie z sobą —jeśliś złudzeniem, jeślim cię wymyślił, a tyś się utworzyła ze mnie i teraz objawiasz się mnie, niechże i ja będę marą, stanę się mgłą i dymem, by zjednoczyć się z tobą.
Pójdzieszli za mną, w którykolwiek dzień przylecę po ciebie?
O każdej chwili twoim jestem.
Pamiętaj.
Zostań się — nie rozpraszaj się jako sen. — Jeśliś pięknością nad pięknościami, pomysłem nad wszystkiemi myśli, czemuż nie trwasz dłużej od jednego życzenia, od jednej myśli?