Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/244

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Aligier.

Słyszysz grzmoty bitew jego, przemienione w harmoniją, wspomnieniem!

Młodzieniec.

Co to za czarne tam roje czy warstwy, takie niewzruszone?

Aligier.

Widzisz, że w miarę jak się postać zbliża do nich, one zaczynają świecić się i ruszać.

Młodzieniec.

Prawda! — jak żywe mielizny i krzyki z nich się wzbijają — i błysk stali z nich tryska; — rąk tysiące, tysiące widzę podnoszących się!

Aligier.

Nie zasnęłyż były narody? Nie zasklepiłyż się były jak gąsienice, one myśli Boże, w Europie?

Młodzieniec.

Z góry, ramionami, jakby magnetyzował je przechodząc; — jedne idą za nim — drugie zrywają się przeciwko niemu!

Aligier.

Wszystkich, tych czy tamtych, on Wskrzesicielem! Odtąd ni króle ni ludy już władzy nie dzierżą — ale narodowości i ludzkość, a w imieniu Pana!

Młodzieniec.

Patrz! patrz! I on już blednie choć coraz dalej leci — i on już blednie już skręca się na dół! — Podbieżmy za nim!

Aligier.

Nie dogonim tej postaci! przeżyty jej czas! odbyty jej trud — i wieczność ją woła!