cie, wy co teraźniejszość znać chcecie i przyszłość odkryć z jej szczytów?
Jaki widok! — aż strach, Aligier!
Tak, nie inaczej, tak za dni Albigensów wyglądały Prowanckie równiny!
Stada kruków w tem lazurowem powietrzu! — wśród tych oliwnych drzew, wszędzie trupy — trupy — a tam dalej zwęglone stosy i czaszki i dymu ostatek!
Wnet i żyjących obaczysz.
W głębi tej jaskini, zda mi się, błysnęły gromnice.
Takim pochodem zwykle ciągnęli kacerze — tak z wnętrzności ziemi występując, światło dnia witali!
Jakie wyschłe, ponure twarze — kaptury — habity — każdy z mieczem i puginałem — straszni!
Masz ich prześladowane obrzędy — stają półokręgiem — spowiada się jeden drugiemu — tamci znów ręce sobie nakładają i wzywają ducha w milczeniu!
Ale jakżeż pogrzebnie, jakby raz ostatni.
Lecę od wielkiej rzezi — koń mój pada już i ja z nim padnę też — okrążyli was rzymscy — nim dzień się skończy, koniec wam! Bracia, do widzenia gdzieś!