Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Młodzieniec.

Nie pojmuję!

Bankier-Książe.

Rzecz jednak matematycznie jasna. Wszak majątek przynosi niepodległość, obdarza siłą, rozwija nawet rozum, pamięć, wolę, wyobraźnią; a wszystkie te dary Boże w żonach, plagami mężom. Miał, miał na honor z czego być zły Książe! Teraz nią rządzić tak jak dawniej już nie sposób! deptać po niej już nie sposób! zamykać na klucz już nie sposób! Znajdzie przecie takich co wybiją drzwi! Patrz, Hrabio, co to pieniądz znaczy!

Młodzieniec.

Alboż ją tak uciskał? męczył? więził?

Bankier-Książe.

Ponure rzeczy opowiadają, a można wierzyć, bo zazdrośnik niesłychany i żelazny despota!

Młodzieniec.

Chyba ten Rahoga szatanem!

Bankier-Książe.

Niedoświadczonyś Hrabio! Proszę cię, proszę i zalecam, ciszej mów, — imion własnych nie wykrzykuj tak w głos na publicznem miejscu. Zmiłuj się!

Młodzieniec.

Jemu samemu w oczy bym powiedział!

Bankier-Książe.

Możeby bezpieczniej było niż za oczy — bo gotówby przebaczyć, — a tak, gdy mu powtórzą, nie daruje!

Młodzieniec.

Alboż tu wszyscy jego krewnymi, przyjaciółmi, sługami ?