Strona:PL Zygmunt Krasiński - Pisma T1.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

biesiech.“ A chłopię odeszło szemrząc: „W niebiesiech może, ale nie na ziemi.“ — Tamci tymczasem zgrzytali, tarzając się w kurzawie. — I cień Danta przeszedł wśród nich jak nawałnica, unosząc się dalej.
A inne tłumy w środku świata tego stały pochylone nad ogromnym otworem. Twarze zazierających pływały w łunie czerwonej — grunt na około trząsł się od podziemnych huków — i zdało się młodzieńcowi, kiedy się przybliżył, że ujrzał jakoby łoże wyschłego jeziora, ocembrowane zewsząd kręgiem skalistych, prostopadłych ścian. A od głów ludzkich czarno tam w dole, od głów ludzkich miotanych jak fale w burzy — a od węgli palących się krwawe światło tam, od węgli dymiących jak żużle wulkanu — i nieustannie wzbijały się stamtąd groźby i przekleństwa!
Jak matka dziecię przytula do piersi, tak widmo ogarnie młodzieńca rękoma i zleci aż na ciemne dno otworu. Tam wrą i kipią dzikie postacie — ich lica zarosłe kudłatemi brody — rękawy podkasane, ramiona sine od nadbiegłych żył — naprzemian kupią się i rozsypują — czołgają się po ciemnicy jak żmije, to w blasku ognisk zrywają się jak męże gotowi do boju. Koło najbliższego płomienia dwunastu rosłych jak olbrzymy, uklękło — do pół ciała zdarli szaty z siebie; trzynasty przybył z sztyletem w prawej ręce, z czarą w lewej ręce, i rzekł: „poświęcę was.“ — Olbrzymy nabożnie pochylili głowy, a on na ich barkach nagich, kędy odbłysk żarów się płomieni, ryje ostrzem puginału głoski krwawe. Z nich żaden ni jęknie, ni zadrży. Słowo „Równość“ i słowo „Wolność“ na każdego plecach ranami wykwita. Wieszcz wtedy: „Patrz, jak ten człowiek zbiera w tę czarę krew kipiącą z ciał braci, zbiera każdą kroplę jej. Może myślisz, że on ją zachowa jako świadectwo męki, lub okaże ludowi jako godło zemsty?“ — A młodzieniec po cichu: „Mistrzu! czyż inaczej będzie?“ — Głos widma rozległ się jak łoskot podziemny: „Zaprawdę! on tę krew