Strona:PL Zygmunt Gloger-Pieśni ludu.djvu/005

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bnych artykułach, książeczkach dla ludu, lub obszerniejszych pracach (Obchody weselne, r. 1869). W niektórych zakątkach kraju znalazłem w papierach domowych i starych silva rerum teksty dawnych śpiewów. Miałem także uprzejmie udzielone sobie całe nieogłoszone jeszcze zbiory pieśni ludowych jak np. ze stron płockich zbiór p. Dębskiego. Wszystko to razem zebrane utworzyłoby dzieło nader obszerne, ale tylko dla szczupłego zastępu etnografów pożyteczne. Nie godziło się więc zapominać o korzyści dla szerszego koła czytelników, dla których więcej pożądany był wybór etyczny tego, co sam przez lat 30 w kraju zebrałem, co porównałem i zestawiłem ze wszystkiemi zbiorami innych.
Porównywując to, co śpiewał mi lud w różnych stronach, z ogłoszonymi zbiorami jego pieśni ze stron tychże, przekonałem się, że nawet poważni etnografowie popełniali często błędy w spisywaniu tekstów. Oto notując słowa dyktowane im potocznie przez śpiewaczkę, nie kazali potem śpiewać całej pieśni, co koniecznem jest, żeby rytm w tych słowach skorygować. Każda bowiem wieśniaczka, wolno dyktując, traci poczucie rytmu i dla jasności treści niektóre wyrazy dodaje, opuszcza lub przestawia; co dopiero podczas jej śpiewu można poprawić. Do tego, prawie co wioska i okolica, każda pieśń śpiewaną jest z pewnemi odmianami a czasem z połączeniem dwóch pieśni w jedną lub odwrotnie. Ilość tych odmian bywa niezliczona na szerokiej przestrzeni kraju. W niniejszej przeto antologii zadanie moje polegało na tem, aby w ogromie materyału wyszukać teksty i odmiany możliwie pierwotne, jasne a pełne; proste a charakterystyczne.
W ciągu tych lat trzydziestu zeszło już do grobu całe starsze pokolenie wieśniaczek, pamiętających owe czasy, kiedy to jeszcze ani drogi bite i koleje żelazne, ani służba wojskowa lub miejska, ani śpiewki operetkowe i ludność fabryczna, nie roznosiły w ustronia wiejskie światowych naleciałości. Młode pokolenia śpiewają coraz mniej, a uganiają się za garderobianym polorem. Czysta barwa tak rdzennie swojska i słowiańska blednie w szarej mgle kosmopolitycznej. Porównawcza przeto praca niniejsza jużby więc wśród ludu przedsięwziętą na nowo być nie mogła, a jakkolwiek nazwać jej wyczerpującą nie śmiem, pozostanie jednak w tym kierunku niestety podobno pierwszą a może i ostatnią. Tylko w książce niniejszej nie zdołaliśmy pomieścić wszystkich tekstów i melodyj, pozostawiając to do drugiego jej wydania.
W średnich wiekach mieli Polacy swoją poezję bohaterską, czego dowody mamy w kronikach, ale poezja ta (na widowiskach nawet wygłaszana) zamilkła, ustępując miejsca kultowi dziejopisarstwa. Obok bohaterskiej mieli Polacy bogatą w uczucia a świadczącą o potężnym ustroju rodziny i obyczaju poezję serca. Owa liryka wspólną była ludowi i szlachcie. Kastowość społeczna, nie wytworzyła u nas odrębności w obyczaju rodzinnym i w poezyi wykwitającej z tak humanitarnego uczucia jak miłość i liberalnego organu jak serce ludzkie. Prawdziwy rozdział zaczął się dopiero od zakwitnięcia poezyi drukowanej i pojawienia się książek w domu szlacheckim