Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wadzona z początku rozważnie, potem z namiętnością, którą każde niepowodzenie podniecało; walka, nie ustająca ani na chwilę, która nie ziściwszy jego marzeń o wielkiem bogactwie, pozwalała mu przecież żyć wygodnie i dostatnio, z zaspokojeniem wszystkich upodobań. Od kilku lat jednakże powodziło mu się coraz gorzej.
Zona powiła mu dwoje dzieci: syn, nienawidząc gospodarstwa, zaciągnął się do wojska i po bitwie pod Solferino został kapitanem; córka — ładne choć wątle dziewczątko — była oczkiem w głowie ojca i przyszłą spadkobierczynią Borderie, ponieważ niewdzięczny syn włóczył się po świecie. W przeciągu jednego roku stracił żonę i córkę. Nieszczęście to było strasznym dla niego ciosem. Kapitan nie przyjeżdżał nawet raz na rok do ojca, ojciec więc znalazł się nagle osamotnionym, bez celu w życiu, bez bodźca w pracy, jakim jest myśl zabezpieczenia przyszłości rodzinie. Ale choć rana krwawiła się w jego sercu, nie złamał się przecież, pozostał nadal surowym i despotycznym. Nie chciał ustąpić placu, wobec wieśniaków, którzy wyśmiewali się z jego maszyn i gorąco pragnęli doczekać się ruiny tego mieszczanina, który przywłaszczył sobie ich zawód.
Zresztą, cóż miał robić innego? Stawał się coraz więcej niewolnikiem ziemi: nagromadzona w niej praca, włożony kapitał przykuwały go do niej nierozerwalnemi więzy; sprzedaż majątku mogła go doprowadzić do ostatecznej nędzy.