Strona:PL Zola - Ziemia.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nienie, a dziewczęta, po takiem opowiadaniu, uciekały jak szalone do domu, oglądając się ze strachem, czy zbójcy nie kryją się gdzie w cieniu drzew. Owych „przypalaczy“ setki były całe; bandy ich składały się z włóczęgów, z rozbójników, żebraków, dezerterów, ludzi udających handlarzy, z dzieci i z kobiet żyjących z kradzieży, zbrodni i z rozpusty. Jak wojska regularne, dobrze uzbrojone i karne — wedle dawnego autoramentu — korzystając z zamieszek Rewolucyi, przychodzili oni oddziałami całemi, oblegali domy, stojące na ustroniu dokąd wpadali „jak bomby“, wybijając taranami drzwi i okna. Gdy noc zapadła, jak wilcy wychodzili z lasu Dourdan, to znów z zarośli w la Conie i z innych niedostępnych kryjówek swoich; razem z ciemnościami strach ogarniał wszystkie folwarki Beaucyi od Etampes aż do Châteaudun i od Chartres aż do Orleanu. Z pomiędzy popełnionych przez nich okrucieństw, najczęściej przypominano sobie w Rognes rabunek folwarku Millouard, odległego o parę mil tylko. Piękny Franek, słynny herszt bandy, następca Kwiatu Cierniowego, wziął ze sobą tej nocy najodważniejszych i najzręczniejszych towarzyszy. Był więc z nimi słynny Rak z Auneau, jego zastępca, Wielki Smok, Breton Przetrącony, Bliźniak, Janek Bez palca i z pięćdziesięciu innych; wszyscy mieli twarze pomazane sadzami. Najprzód zepchnęli bagnetami do piwnicy wszystkich ludzi folwarcznych,