Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednakże w czasie pobytu w mieście, jadł i pił jak dostatni próżniak. Pił mianowicie dobrze: siedział cały wieczór sam jeden w jakim kącie szynku, trzymając oczy wlepione w swój kieliszek, nie mówił do nikogo ani słowa i nie spojrzał nawet na stronę. Kiedy szynk na noc zamykano, wstawał i, prostując głowę, wychodził. Sąsiedzi, widząc go w tym stanie, mówili: „Macquart idzie prosto, musi być porządnie pijany“, kiedy zaś nie był pijany, szedł chyłkiem, lękliwie, unikając spojrzeń przechodniów. Po śmierci ojca, który był czeladnikiem garbarskim i pozostawił mu za cały spadek walący się dom, nie słyszano i nie widziano, żeby miał jakiego krewnego, lub przyjaciela. Blizkość granicy i sąsiedztwo lasów Seille, wykierowały leniwego i zaniedbanego chłopca na przemytnika i ukradkowego łowcę zwierzyny. Dość, że każdy, co go znał, mawiał: „Nie chciałbym się z nim spotkać sam na sam w lesie“. Wysoki, z zarośniętą brodą, chudy — Macquart był postrachem kumoszek przedmieściowych. Miał zaledwo trzydzieści lat, wyglądał zaś na piędziesiąt. Miał ciemne błyszczące oczy, ale spojrzenie niepewne i posępne. Popęd do włóczęgi, wino i życie odosobnione, złym go uczyniły. Chociaż nie dowiedziono mu żadnego występku, zawsze podejrzywano go za sprawcę kradzieży, czy zabójstwa, jakie wydarzyło się w okolicy. I to właśnie takiego urwisa, Adelaida wybrała! Po dwóch latach miała z nim syna i córkę, ale