Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ła ich chorągiew do piersi. Wzniosły się zewsząd okrzyki:
— Brawo, Chantegreilka! Niech żyje Chantegreilka! Zostanie z nami, ona nam szczęście przyniesie!
Rozkaz do marszu przerwał dalsze okrzyki, i kiedy kolumna się poruszyła, Mietta ścisnęła za rękę Sylweryusza, który zbliżył się, żeby iść koło niej.
— Słyszysz — rzekła po cichu — zostanę z tobą. Czy dobrze?
Sylweryusz nic nie odpowiedział, ale uścisnął jej rękę na znak zgody. Mocno był wzruszony; ten sam zapał go ogarnął, co jego towarzyszów. Mietta w owej chwili ukazała mu się piękną, wielką, świętą! Już ją teraz uważał za jedno z drugą swoją kochanką, republiką. Chciałby czemprędzej dojść na miejsce i wziąść karabin na ramię, ale powstańcy szli pod górę zwolna. Nakazano iść jak najciszej. Gdy kolumna postępowała pomiędzy dwoma rzędami wiązów, cały gwar ustawał i cisza grudniowej nocy odzyskała swoje prawa. Za to szum Wiorny wydawał się głośniejszym.
Przy początku przedmieścia, Sylweryusz pobiegł naprzód na plac św. Mittra i zabrał strzelbę swoją, kiedy się potem z powstańcami połączył, ci już doszli do bramy Rzymskiej. Mietta, nachylając się, rzekła do niego po cichu:
— Zdaje mi się, że jestem na procesyi Bożego-Ciała i że niosę chorągiew Matki Boskiej...