Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/343

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sztę drobnych znajomych, tryumf powinien być zupełny... Do margrabiego idź sama; posadzisz go przy sobie po prawej stronie, jego obecność uświetni obiad. Wiesz, że Garçonnet przyjmuje prefekta i pułkownika, by mi dać poznać, że nie mam już żadnego znaczenia. Ja tymczasem drwię sobie z jego merostwa, które mu nie przynosi ani grosza; Zaprosił mię, ale mu powiem, że mam także gości, zobaczysz jutro ich rzadkie miny... Obiad i różne przystawki każ przynieść z hotelu Prowancyi. Trzeba zakasować obiad mera.
Felicya wzięła się do dzieła. Pomimo zachwytu w jakim Piotr pozostawał, czuł pewną niespokojność. Prawda, zamach stanu spłaci jego długi; Arystydes żałuje za błędy, że nakoniec pozbył się Macquarta, ale ze strony Pascala obawiał się jakiego głupstwa; dręczyła go niepewność co do Sylweryusza, nie dla tego, żeby go żałował, broń Boże, lękał się jedynie, żeby sprawa z żandarmem nie przyszła przed sąd przysięgłych. Ah! może jaka kula rozumna uwolniła go od tego małego zbrodniarza! Felicya dobrze mówi, że wszystkie przeszkody upadły przed nim, że rodzina przynosząca mu hańbę, przyłożyła się w ostatniej chwili do jego wyniesienia; synowie, Eugeniusz i Arystydes, których edukacya tyle kosztowała, że jej się dość odżałować nie mógł, dzisiaj wypłacają im się z kapitału wyłożonego. I trzeba, żeby myśl o Sylweryuszu zatruwała tę chwilę zwycięztwa!