Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W myśli wyobrażał sobie, jak przez obwód wałów przedostaje się w różnych punktach mściwa armia powstańcza. Tymczasem rzeczywiście pod oknami gmachu dały się słyszeć krzyki: „Powstańcy! powstańcy!“. Poskoczył do okna, uchyliwszy firanki, ujrzał masę ludu, biegnącą prez plac. Jakby piorun w niego uderzył; w jednej chwili widział się zrujnowanym, zrabowanym, zabitym, przeklinał żonę i miasto całe. Kiedy błędnem okiem szukał, którędy uciekać najlepiej, na ulicy krzyki przestrachu zamieniły się nagle w radość i wesołość bez granic. Powraca do okna. Kobiety powiewają chustkami, mężczyźni ściskają się wzajemnie, byli nawet tacy, co wziąwszy się za ręce, tańcowali. Stał, jak ogłupiały, nic nie rozumiejąc; nigdy potem nie wiedział, jak długo ta męcząca niepewność trwała. Przypominał sobie tylko, że odgłos kroków, rozlegający się w obszernych salonach, wyrwał go z osłupienia. Sądził, że do pokoju wpadną ludzie w bluzach, z kosami w ręku; tymczasem weszła komisya tymczasowa w całym komplecie, w wielkim stroju, fraki czarne i miny radosne. Nie brakowało żadnego z członków, wiadomość szczęśliwa uleczyła wszystkich odrazu. Granoux rzucił się w objęcia swego kochanego prezesa.
— Żołnierze! — mówił — żołnierze!
W istocie nadszedł pułk pod wodzą pułkownika Massona i pana de Blériot, prefekta departamentu. Karabiny, zdala się ukazujące, napędziły strachu