Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/311

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mieszczan, co leżąc w łóżku wymyślili zbrodnię, i w sennem marzeniu musieli widzieć krwawe krople deszczu zamieniające się w sztuki złota.
Nazajutrz równo ze dniem Felicya poszła na ratusz, opatrzona w polecenie Piotra, żeby ją dopuszczono do Macquarta. Zabrała z sobą w serwecie mundur gwardyi narodowej swego męża. Zresztą, widziała tylko posterunek złożony z kilku ludzi śpiących jak zabici. Odźwierny, który miał obowiązek żywić więźnia, otworzył jej gabinet zamieniony na celkę i spokojnie zeszedł na dół.
Macquart był w nader miękiem usposobieniu. Zamknięty dwa dni i dwie nocy miał czas zastanowić się nad swoim losem. Z początku chciał potłuc wszystko, drzwi wybić i dostawszy się do pokoju, gdzie jego brat urzędował, zadusić go własnemi rękami. Następnie jednak znacznie się uspokoił, przestał biegać jak szalony w szczupłym gabinecie. Oddychał tam przyjemną wonią, która wznieciła w nim pewne poczucie dobrobytu, rozmiękczające jego nerwy. Garçonnet, człowiek bogaty i wykwintny, urządził sobie ten zakątek bardzo wygodnie; sofa okryta puszystym dywanem, była mięką i ciepłą; perfumy, pomady, mydła zdobiły marmurowe lavabo, światło spadające z góry świeciło łagodnie jak lampa w alkowie. Macquart w atmosferze wonnej, mgławej i spokojnej, leżąc na sofie rozmyślał: „jednak ci bogacze są bardzo szczęśliwi!“; okryty kołdrą, wyciągał się na poduszkach aż do rana. Nadewszystko nęciło go la-