Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/284

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

w pustych ulicach. Lecz Piotr, mając na pamięci rady swojej żony, powiedział, że Roudier mógł się pomylić, przeto będzie najwłaściwiej pójść się przekonać. Chociaż to postanowienie niekażdemu w smak poszło, gdy jednak zbrojna eskorta miała towarzyszyć komisyi, wszyscy zeszli na dół odważnie. Zabrawszy z sobą trzydziestu ludzi, puścili się przez miasto śpiące. Szli wzdłuż okopów, od bramy do bramy, nie spotkali nikogo i nic nie słyszeli. Wprawdzie gwardziści narodowi na niektórych stanowiskach mówili im, że zdalekiego pola dochodzi do nich przez bramy zamknięte, jakiś szczególny szelest. Członkowie komisyi nadstawili ucha, ale nic rozeznać nie mogli, prócz niewyraźnego szmeru, mającego pochodzić, według zdania Granoux, z płynącej Wiorny.
Pozostali więc przy swojej niepewności; dla jej zwalczenia przyszło Rougonowi na myśl, zaprowadzić kolegów w takie miejsce, zkąd otwarty jest widok na parę mil za miasto. Poszli więc do pałacu Valqueyras, leżącego w cyrkule św. Marta.
Właściciel w chwili pierwszych zaburzeń wyjechał do swojego zamku de Corbière. W pałacu znajdował się tylko margrabia de Carnavant. W ostatnich dniach trzymał się on roztropnie na uboczu, nie przez obawę, lecz że w godzinie stanowczej wstrętne mu były konszachty z Rougonami. Z tem wszystkiem, dość był ciekawy tego, co się w mieście dzieje. Gdy mu lokaj oznajmił w nocy, że jacyś panowie przyszli i żądają