Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

razem spędzają, wieczór, co ich odgradza od nieznanej przyszłości.
Kiedy, wstawszy, postąpili kilka kroków, Mietta zarzuciła jedną połę ciepłego płaszcza na ramiona Sylweryusza, która całkiem go okryła; wzięli się wpół i pod jednem odzieniem, jakby jedna osoba, wyszli wolnym krokiem na drogę.
Gościniec nicejski, po obu stronach którego ciągnie się przedmieście, w roku 1851 był wysadzony odwiecznemi wiązami, lecz od lat kilku skrzętna municypalność miejska zastąpiła stare olbrzymy, pomimo świeżego ich życia, małemi jaworami. Sylweryusz i Mietta, idąc drogą, spotkali kilka par przechodzących się po chodnikach. Byli to także, jak oni kochankowie, pod jednem schronieni okryciem. Przechadzki wieczorne, mianowicie przy świetle księżyca, należą do przyjętych zwyczajów w prowincyach południowych. Kochankowie mający się pobrać, oczekując stosownej do tego chwili, lubią z sobą gwarzyć i pocałować się czasem, do czego otwarte powietrze w łagodnym klimacie najlepszą przedstawia sposobność. Rodzice i krewni tolerują nocne wycieczki, wiedząc, iż dzień roboczy może być pożyteczniej zajęty; surowa moralność prowincyonalna także niema powodu gorszyć się niemi.
Rzeczywiście, niema nic przyjemniejszego jak owe miłosne spacery pod wspólnym płaszczem, pomysł wynalazczej imaginacyi Południa; prawdziwa maskarada, obfita w drobne słodycze, przystępne