Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podczas gdy szermierze oddychali zasapani, trzy wystrzały huknęły na dziedzińcu. Granoux pobiegł do okna, niespokojność ogarnęła wojowników, niemających najmniejszej chęci rozpoczynać zapasów z posterunkiem, znajdującym się na dole, o którym na chwilę zapomnieli. Lecz Roudier krzyknął, że wszystko idzie dobrze. Granoux, ucieszony, okno czemprędzej zamknął. Wystrzał ze strzelby Rougona obudził śpiących w sieni, którzy zaraz się poddali, widząc, że opór byłby nadaremnym. Trzech ludzi Roudiera wystrzeliło w powietrze, nie zdając sobie sprawy, dlaczego — może chcieli odpowiedzieć wystrzałowi na górze. W ręku tchórzów fuzye zwykle same strzelają.
Rougon kazał związać sznurami od firanek ręce Macquarta; ten zaś, płacząc ze złości, wygrażał obecnym:
— Czekajcie, niegodziwcy... Niechaj no nasi przyjdą, dziś wieczór lub jutro zrana... będziecie mieli za swoje...
Wspomnienie o bandzie powstańczej niekoniecznie było przyjemnem dla naszych bohaterów. Rougon poczuł ściskanie w gardle. Macquart wściekał się, że takie niedołęgi podeszli jego, dawnego żołnierza; rzucał nienawistne spojrzenia na brata i wymyślał na niego:
— Wiem ja, wiem piękne rzeczy o tobie! Staw mię przed sądem, proszę cię; sędziowie dowiedzą się ciekawych historyj!...