Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

może podołać żadnym trudom. Przed odejściem siostrzeńca, pożyczył od niego dziesięć franków. Przez cały miesiąc żył ze sprzedaży sprzętów domowych i wszystkich starych rzeczy, jakie dzieci pozostawiły w domu. Zatrzymał tylko łóżko, krzesło, stół i suknie, jakie miał na sobie. Kiedy nic już nie było do sprzedania i został bez pieniędzy, trapiony głodem, wyciągnął od kilkunastu lat zaniedbaną wiązkę łoziny i wziął się do roboty z przekleństwem na ustach, z obliczem przerażonem i wybladłem, jakby przystępował do popełnienia zbrodni. Teraz dopiero szynkownie napełniały się odgłosem jego słów podburzających, wyzywających pożogi i morderstwa. Już to nie był „pan Macquart“ ogolony i ubrany, odgrywający rolę obywatela, ale napowrót brudny obdartus, wyzyskujący swoje łachmany.
Felicya, spotkawszy go raz na targu, gdzie ją zaczepił i przykrą zrobił jej scenę, bała się już z domu wychodzić. Wraz z nędzą wzrastała jego nienawiść i zazdrość.
W takiem usposobieniu umysłu, dowiedział się o zamachu stanu z radością psa, który węszy odprawę. Podczas kiedy liberalni, godni szacunku trzymali się na uboczu, on wysuwał się naprzód i dla robotników stał się sztandarem zjednoczenia, pomimo, iż dobrze znano wartość tego krzykliwego próżniaka. W pierwszych dniach, gdy miasto było spokojne, Macquart trwożył się, że nie będzie mógł przeprowadzić swoich zamiarów; lecz za powsta-