Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spokojnie przez plac podprefektury, kiedy ten nędznik, mijając mnie, mruknął kilka słów. Między innemi słyszałem wyraźnie: „stary hultaj“.
Felicya zbladła; byłaby chętnie przeprosiła pana Granoux, lecz ten, nie chcąc słyszeć o niczem, zabierał się do wyjścia. Margrabia pośpieszył załagodzić sprawę:
— To dziwne wistocie, żeby ten nieszczęsny miał nazwać pana starym hultajem. Czy pan tylko jesteś pewnym, że obelga stosowała się do pana?
Granoux się zawahał i przyznał, że Antoni mógł powiedzieć: „Jeszcze bywasz u tego starego hultaja?“
Pan de Carnavant pogładził się po brodzie, żeby ukryć mimowolny uśmiech.
Rougon odezwał się z najspokojniejszą miną w świecie:
— Domyśliłem się, że to ja miałem być „starym hultajem“. Jestem szczęśliwy, że nieporozumienie zostało wyjaśnionem. Proszę panów, chciejcie unikać człowieka, o którym mowa, co się mnie tyczy, wypieram się go stanowczo.
Lecz Felicya nie umiała znosić takich rzeczy obojętnie; każde wydarzenie z powodu Macquarta przyprawiało ją o chorobę; nieraz, zamiast spać, powtarzała sobie noc całą: „Co ci panowie pomyślą?“
Na kilka miesięcy przed zamachem stanu, Rougonowie odebrali anonim, złożony z trzech kartek, zapełnionych najniecniejszemi grubiaństwami; gro-