Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Od lutego zdawało mu się, że Plassans jest jego własnością. Szyderskie spojrzenia, które idąc przez ulicę przesyłał stojącym na progu swoich sklepów zalęknionym kramarzom, mówiły wyraźnie: „Już nadszedł nasz dzień, moje owieczki, będziecie tańczyli jak wam zaśpiewamy“. Swoją śmiałość i zuchwalstwo posunął do tego stopnia, że przestał płacić za kawę, którą wypijał. Właściciel zakładu, głupiec przestraszony jego impozycyą, nie śmiał się upominać. Trudno byłoby obliczyć, ile w tym czasie spotrzebował filiżanek kawy, ponieważ nietylko sam pił bez miary, ale częstował swoich przyjaciół, którzy za to mieli obowiązek słuchać całemi godzinami jego dowodzeń, że lud umiera z głodu i że bogaci powinni się podzielić majątkiem z tymi, co nic nie mają; on jednak nie dał nigdy ani grosza ubogiemu.
Co szczególniej przywiodło go do zagorzałego republikanizmu, to nadzieja pomsty na Rougonach stojących otwarcie po stronie reakcyi. Co to byłby za tryumf trzymać Piotra i Felicyę w swojej mocy! Chociaż ich interesa nie najlepiej stały, zawsze oni liczyli się do mieszczan, kiedy Macquart był tylko robotnikiem. To przyprowadzało go do wściekłości. Tem bardziej, że jeden syn Rougona był adwokatem, drugi doktorem, trzeci urzędnikiem, kiedy jego Jan pracował u stolarza, Gerwaza była u praczki a żona sprzedawała kasztany na targu, lub wyplatała krzesła u sąsiadów. Przecież Piotr był jego bratem, nie miał większych praw do ma-