Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

litość oddawała mu grosz ostatni, aby miał za co przepędzić wieczór w kawiarni. Kochany człowieczek był niepojętym samolubem. Gerwaza przynosiła do domu około sześdziesięciu franków miesięcznie a chodziła w nędznych sukienkach, kiedy ojciec brał ubranie u najlepszego krawca w Plassans.
Jana, który był już słusznym chłopcem i zarabiał do czterech franków dziennie, obdzierał z większą jeszcze bezczelnością. Kawiarnia, w której Macquart przesiadywał po całych dniach, znajdowała się naprzeciw warsztatu jego majstra i kiedy on pracował heblem lub piłą, widział „pana Macquarta“ popijającego kawę lub grającego w karty z jakim drobnym kapitalistą. Za jego to pieniądze grał ten próżniak, on zaś nigdy nie chodził do kawiarni, nie mając nawet pięciu sous na taki zbytek. Antoni postępował z synem, jak gdyby ten był młodą dziewczyną; nie udzielał mu ani grosza i kazał sobie zdawać rachunek z przepędzonego czasu. Jeżeli chłopiec przepędził czasem dzień jaki za miastem, nad brzegiem Wiorny lub na wzgórzach Garrigues, dostawał plagi od ojca, który długo mu potem wypominał, że przy tygodniowej wypłacie, potrącono dzień stracony na przechadzce. Trzymał Jana w stanie całkowitej zależności; posuwał się do tego stopnia, że kochanki do których syn się zalecał, uważał za swoje. Do Macquartów przychodziły we święto przyjaciółki Gerwazy, młode robotnice, śmiałe i wyzywające; napełniały one mieszkanie