Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, gdybym był wiedział — mawiał — nie miałbym nigdy tych bębnów, z których powodu nie mogę więcej palić tytoniu, jak za cztery sous dziennie i jadać muszę kartofle, chociaż ich tak nie cierpię!
Dopiero kiedy Gerwaza i Jan przynieśli mu pierwsze dwadzieścia sous zarobione, przyznał, że i dzieci się na coś przydały. Lizy już wtenczas nie było. Dwoje pozostałych musiało żywić ojca jak go wpierw żywiła matka, co on przyjmował bez żadnego skrupułu.
W ósmym roku życia, mała Gerwaza chodziła do sąsiedniego kupca tłuc migdały i zarabiała dziesięć sous dziennie, które ojciec zabierał wspaniałomyślnie do swojej kieszeni. Fina nie śmiała o nic zapytać. Później dziewczynka poszła na naukę do praczki: zostawszy robotnicą, zarabiała dwa franki na dzień w tenże sam sposób przechodzące do rąk Macquarta. Jan pracował u stolarza i również był obieranym z pieniędzy w dnie wypłaty, jeżeli Macquartowi się udało przydybać go pierwej nim zdołał je oddać matce.
W przeciwnym razie cały dzień złościł się na żonę i dzieci, kłócił się z niemi o najmniejszą drobnostkę. Wstydził się jeszcze przyznać do prawdziwej przyczyny gniewu. Ale potem baczniej czatował; zabrawszy dzieciom pieniądze, hulał po za domem przez kilka dni.
Gerwaza wychowana prawie na ulicy razem z chłopcami z sąsiedztwa, została matką w czter-