Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i napastnika. Jednakże głód mu dokuczał. Groził, że zostanie jak jego ojciec przemytnikiem i jakim niecnym czynem shańbi rodzinę całą. Rougon wzruszał na to ramionami, wiedząc że jest zbyt wielkim tchórzem, żeby nadstawił własną skórę. Nakoniec, rozszalały na swoich i na społeczeństwo. Antoni postanowił wziąść się do pracy.
W jednym szynku na przedmieściu, poznał koszykarza, który pracował u siebie w domu. Oświadczył mu się ze swoją pomocą. W krótkim czasie nauczył się pleść kosze i koszyki; następnie sprzedawał je na swoją rękę z wielką łatwością, bo za bardzo nizką cenę. To rzemiosło niemęczące, wielce mu się podobało; mógł przy niem większą część czasu próżnować i tylko wtenczas brać się do roboty, kiedy nie miał ani grosza w kieszeni. Uplótł z tuzin koszyków i wynosił na targ a dopóki wzięte za nie pieniądze starczyły, włóczył się po winiarniach. Przyciśnięty jakim dniem głodu, zbierał resztki łoziny i znów zasiadał do pracy, złorzecząc bogatym, że żyją, chociaż nic nie robią.
W podobny sposób prowadzone rzemiosło koszykarskie jest bardzo niewdzięczne i nie byłoby nigdy zapobiegło jego niedostatkowi, gdyby nie był sobie wynalazł łatwego sposobu zdobycia łoziny. Nie kupował jej nigdy w Plassans, utrzymując że robi zapasy w sąsiedniem miasteczku, gdzie jest daleko tańsza. W rzeczywistości wycinał ją nad Wiorną, podczas ciemnych nocy. Raz nawet schwytał go na uczynku polowy i zasadził na parę dni