Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/129

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jeżeli jedziesz do merostwa, powiedz merowi co się dzieje. Ja idę do domu żonę uspokoić.
— Wolałabym żeby tego dyabelskiego komendanta przyaresztowano — powiedziała Felicya pocichu do margrabiego — zanadto jest gorliwy...
Gdy Rougon powrócił do salonu wraz z Granoux, przyłączył się do nich Roudier, dotychczas uważający na wszystko w milczeniu. Margrabia i Vuillet także się podnieśli. Wówczas Piotr odezwał się w te słowa:
— Teraz, kiedy jesteśmy tutaj sami spokojni ludzie, proponuję wam, żebyśmy się pochowali, tym sposobem nie wpadniemy w ręce powstańców i będziemy mogli coś zrobić, gdy oni wyjdą.
Granoux go uściskał; Roudier i Vuillet odetchnęli swobodniej.
— Będę was niezadługo potrzebował, moi panowie — rzekł były kupiec oliwy, z pewną powagą. Nam przypadnie zaszczyt przywrócenia porządku w Plassans.
— Licz na nas — zawołał Vuillet z zapałem, który zaniepokoił Felicyę.
Czas upływał. Szczególni obrońcy miasta, którzy się chowali dla lepszej jego obrony, rozeszli się, żeby wleźć w jaką dziurę. Gdy Piotr pozostał sam z żoną, powiedział jej natenczas, żeby się nie zamykała, gdyż byłoby to wielkim błędem; jeżeliby zaś kto o niego pytał, niechaj powie, że wyjechał na kilka dni. Felicya, udając że nic nie rozumie, zagadnęła co z tego będzie, on jej na to odrzekł: