Strona:PL Zola - Wzniesienie się Rougonów (1895).djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zamknięty. Ziemia przepełniona ciałami zmarłych, śmiercią zionęła i musiano wyznaczyć inne miejsce na groby, na drugim końcu miasta. Opuszczony cmentarz każdorocznie pokrywała bujna, obfita i ciemna roślinność. Płodnym był ów grunt tłusty, w którym już grabarze nie mogli wynaleźć wolnego miejsca dla zwłok ludzkich. Po deszczach majowych i czerwcowych upałach, widać było z gościńca wysoko wznoszące się wierzchołki zielsk rozmaitych; wewnątrz zaś, falowało tu jakby morze zielone, ciemne, głębokie, nakrapiane dużemi kwiaty, szczególnego blasku. Stąpając w cieniu łodyg, czułeś pod nogami grunt uginający się, przesiąkły wilgocią.
Jedną z ówczesnych osobliwości tego pola, były grusze o pokręconych, knotowatych gałęziach, których ogromnego owocu żadna gospodyni plassańska nie chciałaby użyć do swojej kuchni. W mieście brzydzono się niemi, lecz ulicznicy z przedmieścia nie byli tak wybrednymi, przełażąc przez mur, zaopatrywali się w gruszki, chociażby jeszcze niedojrzałe.
Z czasem, raźne życie drzew i trawy, byłoby całkiem pochłonęło śmiertelne szczątki cmentarza — kwiaty i owoce byłyby wyssały rozkładające się materye. Rozchodziła się już nawet z miejsca tego zaraźliwego, silna woń dzikiej gieranii...
Ale miasto nie chciało czekać jeszcze lat kilku, tylko postanowiło korzystać z opróżnionego pla-