Strona:PL Zola - Rzym.djvu/990

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nencyę, na to wielkie serce, pełne miłości i dobroci, które grzeszyć może tylko zbytkiem miłosierdzia względem nędzarzy.
Leon XIII milczał i tylko znowu wpatrzył się w Piotra, swojemi pięknemi oczyma, które płonęły życiem w jego nieruchomej twarzy alabastrowego bożyszcza.
Podniecenie Piotra wzmagało się, ogarniała go żądza gorączkowa przekonania się, jakim był ten następca tylu potężnych władców Kościoła, panów świata, których wolą i dążnością było zjednoczenie w swej osobie wszystkich ludzkich ambicyj, dla poddania im reszty istot na ziemi, w imię własnej ich szczęśliwości. Wszak widział, jak przed tym starcem, bladym, wątłym i tchnieniem już tylko będącym, korzyły się tłumy, ubóstwiając go, jak widomego Boga, widział, jak kobiety padały zemdlone, jakby rażone nadmiarem boskości, promieniejącej od jego osoby.
— Ach, Ojcze święty, błagam cię, byś ukarał mnie tylko, jeżeli potrzebujesz ukarać dla dania przykładu! Oto jestem przed tobą, rozrządzaj moim losem, lecz nie obciążaj mej kary srogością zgryzoty, jaka na mnie spadnie, jeśli skarcisz niewinnego z mojego powodu!
Papież wciąż milczał, nie spuszczając z Piotra płomiennych swych oczu. Piotr wrażliwością swą uniesiony, już nie widział przed sobą Leona XIII, dwieście sześdziesiątego papieża, namiestnika Jezusa Chrystusa, następcy księcia apostołów