Strona:PL Zola - Rzym.djvu/938

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nach pokoju, jakby w obawie, że się rozstąpią i wynurzy się z nich postać zawsze słodko uniżonego kodytaryusza, który w szerokiej jak spódnica sutanie, z twarzą tłuszczem zalaną i migotliwym wzrokiem, dreptał drobnemi krokami cicho i śpiesznie po całym pałacu, kryjąc się jak mysz do niewidzialnych nor, które powygryzał sobie wszędzie. Wszak to on pobiegł dziś do kredensu, by własnoręcznie przynieść koszyk z figami i postawił ulubione owoce kardynała, tuż w pobliżu jego nakrycia!
Piotr i don Vigilio zdecydowali, że należy im pójść do sypialni Daria, bo może przydatną będzie ich obecność. Wszedłszy tam, uderzył ich rozdzierający widok. Doktór Giordano, domyślając się trucizny, użył wszelkich środków reagujących, lecz zło się zwiększało z przerażającą szybkością i wszelka pomoc lekarska okazała się bezpożyteczną. Dario leżał na wznak, rozebrany, podparty poduszkami i obiedwie ręce miał złożone na kołdrze. Twarz jego była nieprzytomna i przerażona, jak niegdyś twarz monsignora Gallo i tylu innych ginących z tejże samej nieznanej przyczyny. Oczy chorego zapadły głęboko w czarność jakby wydrążonych jam ocznych, cera mu wyschła, wyglądał na konającego starca. Jakaś powłoka koloru ziemi zdawała się narastać na całe jego oblicze i tylko przyśpieszony, ciężki oddech wskazywał że żyje. Benedetta stała pochylona nad tą ukochaną twarzą i zdawała się