gam, niechaj pani nikomu o tem nie mówi, ani swojej ciotce, ani nawet Jego Eminencyi... Bo to by sprawiło przykrość monsignorowi Nani...
Benedetta przyrzekła zachowanie sekretu i zaczęła mówić z rozrzewnieniem o nadzwyczajnej dobroci monsignora Nani. Przecież i ona tylko jemu zawdzięcza unieważnienie swojego małżeństwa. On pokierował całą tą sprawą, on, ten najdobrotliwszy ze wszystkich prałatów, ten nieoceniony ich dobroczyńca. W tem znów porwana szałem radości, zawołała:
— Drogi księże Piotrze, przyznaj, że nie ma wyższego dobra nad osobistą szczęśliwość?... I dziś wszak nie żądasz odemnie łez i współczucia dla biedaków cierpiących głód, zimno i różne tego rodzaju plagi... Ach, bo nie ma większej radości, jak żyć i cieszyć się swem szczęściem! To wystarcza i zastępuje wszystko! Wtedy nie wie się, co to jest cierpienie, nie czuje się głodu, nie czuje się zimna, a tylko jest rozkosznie, niewypowiedzianie rozkosznie!
Piotr spojrzał na nią z osłupieniem. Nie przypuszczał, by na podstawie swej radości mogła wysnuć tak dziwne rozstrzygnięcie kwestyi przykrócenia nędzy na świecie. Zrozumiał teraz dopiero, jak próżnem było jego apoteozowanie tej pięknej córy kraju słońca i piękna, noszącej w sobie tylowiekowy atawizm władzy i arystokratycznych nawyknień. Pragnął ją nawrócić ku chrześciańskiej miłości względem upośledzonych
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/909
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.