Strona:PL Zola - Rzym.djvu/902

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
III.

Obudziwszy się, Piotr ze ździwieniem usłyszał bijącą godzinę jedenastą. Zmęczony balem i późno położywszy się na spoczynek, spokojnie jak dziecko, z rozkoszą, jakby czując przez sen wielkie szczęście, jakie go spotkało. Otworzywszy oczy, ujrzał wesołe, słoneczne promienie biegnące przez okna i nowa nadzieja wstąpiła w jego serce. Pierwszą jego myślą było, że dziś, o godzinie dziewiątej wieczorem, rozmawiać będzie z papieżem. Jeszcze dziesięć godzin oddzielało go od tej chwili i pytał sam siebie jak je wypełni, jak spędzi ten dzień błogosławiony i tak pogodny, jakby na dobrą dla niego wróżbę.
Wstał, otworzył okno, a ciepłe, świeże powietrze którem odetchnął, niosło z sobą tę zadziwiającą woń i prawie że smak owoców i kwiatów, co zauważył zaraz w pierwszym dniu swego przybycia do Rzymu. Niejednokrotnie chciał już zbadać naturę tego zjawiska, lecz doszedł tylko do określenia, że ten zapach przypomina smak pomarańcz i woń róż. Czyż to było możliwe, aby tak było ciepło i słonecznie w gru-