Strona:PL Zola - Rzym.djvu/894

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wszak tak?... Otóż dziś jeszcze, o godzinie dziewiątej wieczór staw się w Watykanie i pytaj przy wszystkich drzwiach o pana Squadra. Wszędzie cię wpuszczą. A gdy wejdziesz na piętro właściwe, pan Squadra sam wyjdzie i doprowadzi cię... Lecz o tem ani słowa... niechaj żywa dusza nie domyśla się tego wszystkiego...
Piotr, uniesiony radością i nie mogąc się dłużej powstrzymać, chwycił w uścisk gorący obydwie dłonie monsignora, mówiąc:
— Jakże ja zdołam podziękować ci, wielebny ojcze! Przed chwilą jeszcze noc panowała w mojej duszy, byłem pełen buntu i oburzenia, czując, że wszyscy ci potężni kardynałowie bawili się mną i szydzili ze mnie, odsyłając mnie od jednego do drugiego... Lecz ty, wielebny ojcze, jesteś moim dobrodziejem! I znów nabieram pewności w moje zwycięztwo! Och tak, ja zwyciężę teraz, gdy będzie mi wolno wypowiedzieć moją obronę u stóp Ojca świętego... tego ojca wszelkiej dobroci, ojca wszelkiej prawdy, ojca wszelkiej sprawiedliwości! On mnie rozgrzeszy, on mnie odgadnie, bo odczuje że go kocham, że go wielbię i że chciałem tylko walczyć w imię jego własnej polityki, jego własnych myśli i najdroższych projektów!... O jestem najpewniejszy zwycięztwa! Ojciec święty nie podpisze wydanego przeciwko mnie wyroku! On nie może potępić mojej książki!