Lizbeta powiedziała mu, że treść zapadłego dzisiaj wyroku jest już wszystkim wiadomą, bo Prada drgnął i roześmiał się z przymusem. Odszedłszy, witał się ze znajomymi a spostrzegłszy Piotra stojącego we framudze okna zbliżył się ku niemu i przywitawszy się także z Narcyzem, powiedział prawie swobodnie:
— Podobno moje małżeństwo jest unieważnione!...
— Tak, na pewno! — odrzekł Piotr. — Właśnie przed chwilą powiedział nam to monsignor Fornaro, który wie o tem od jednego z członków kongregacyi...
Prada roześmiał się znów głośno.
— Jest to w swoim rodzaju wyborna historya! Teraz chciałbym, aby tylko Kościół dozwolił mi się żenić, bo gdy formalności zerwania ślubu cywilnego będą załatwione, poprowadzę do ołtarza tę śliczną kobietę, z którą rozmawiałem przed chwilą, a prócz niej, przyjdzie za nami piastunka z kochanem maleństwem, którego jestem ojcem.
Prada widocznie cierpiał silnie, pomimo sztucznej wesołości, jaką udawał. Z brutalnością mówił o dziecku, którego był ojcem, chcąc dowieść, jak błędną jest podstawa wyroku wydanego przez kongregacyę. Silniej był wzburzony, aniżeli sam przypuszczał, tajone rany i obrazy miłości własnej bolały go, szarpiąc mu serce.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/867
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.