Strona:PL Zola - Rzym.djvu/864

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dowiedziałem się wszystkiego od jednego z członków kongregacyi...
Lecz w tem, spostrzegł kogoś i odszedł, mówiąc:
— Przepraszam... muszę się przywitać z jedną z moich znajomych...
Podążył ku niej prędko i nie znalazłszy swobodnego krzesła, pochylał się, wpół, zginając wysoką swą postać nad młodą, ładną, bardzo wygorsowaną kobietą, która, siedząc w fotelu, śmiała się głośno, jakby się bawiła muskaniem jakie czuła gdy wytworna, jedwabna fiołkowa pelerynka monsignora, dotykała jej ramion i pleców.
— Wszak znasz te panią? — zapytał Narcyz Piotra. — Co, nieznasz?... To kochanka hrabiego Prady, śliczna a przedewszystkiem uroczo miła i wesoła Lizbeta Kauffman, która niedawno powiła mu syna i dziś po raz pierwszy ukazuje się w świecie. Wiesz, że jest niemką, wdową, mąż jej umarł tutaj, przybywszy do Rzymu dla poratowania zdrowia... ona zaś została i maluje obrazy w wytwornie urządzonej pracowni. Jest tu w zwyczaju być bardzo pobłażliwym dla cudzoziemek, a tej chętnie każdy przebaczy, bo jest powszechnie lubiona z powodu swej wesołości, dobroci i wdzięku... Wszyscy u niej bywają i jest wszędzie przyjmowana. Czy zdajesz sobie sprawę, jak ona musi się dziś wybornie bawić, słysząc, że małżeństwo hrabiego zostało unieważnione z powodu jego impotencyi...