Strona:PL Zola - Rzym.djvu/760

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nadzwyczajnej piękności. A więc duch Rzymu, żądza wywierania podziwu i tutaj wypowiadała się raz jeszcze.
Okrążywszy zakrystyę, musiał Piotr, idąc do do pałacu świętej inkwizycyi, przebyć cichą i prawie bezludną dzielnicę miasta. Po drobnym jej bruku, wybielonym żarem słonecznych promieni, rzadko odbijają się kroki przechodnia, a rzadziej jeszcze rozlega się turkot powozu. Jest coś klasztornego w panującej tutaj ciszy a sąsiedztwo z bazyliką św. Piotra, zdaje się napełniać powietrze zapachem kościelnych kadzideł. Gmach pałacu świętej Inkwizycyi, ma wygląd surowy, ciężki, niepokojący. Wysoką żółtą fasadę przecina tylko jeden rząd okien, które jeszcze są mniejsze i więcej odstręczające wzdłuż bocznej fasady wychodzącej na małą uliczkę. Wązkie te okna, ponure i więzienne, smutne wywołują wrażenie, a szyby ich zielonawe mało muszą przepuszczać światła. Pałac jest koloru błota i zdaje się drzemać od strony miasta. Jest tajemniczy, zamknięty, groźny swym ogromem, a Piotr, patrząc na potężne jego mury, uczuł się wstrząśnięty dreszczem. Lecz zaraz uśmiechnął się nad dziecinnem przerażeniem swojemu. Bo święta, powszechna Inkwizycya rzymska, lub jak ją dzisiaj zowią: święta kongregacya Inkwizycji przestała być ową legendarną dostarczycielką ofiar ginących w płomieniach stosów, nie był to już ów dawny, skrycie działający trybunał, mający pra-