Strona:PL Zola - Rzym.djvu/738

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowa książka większego narobi hałasu niż pierwsza. Będzie to podzwonne przy zgonie umierającej religii, którą trzeba co rychlej zakopać w głębokim grobie, by wyziewami swemi nie mogła szerzyć zarazy pomiędzy ludźmi chcącymi żyć i zbudować nowe warunki mizernego dotychczas bytu swojego.
Słowa Piotra zbyt daleko sięgały dla umysłu don Vigilia. Zbudził się w nim teraz duch włoskiego księdza, o ciasnej wierze i trwodze świadomości nowych porywów. Złożył ręce i zawołał z przerażeniem:
— Ach nie mów tak, nie mów, bo bluźnisz!...
A nieco uspokoiwszy się i ochłonąwszy z trwogi, zaczął perswadować:
— Nie możesz tak nagle wyjeżdżać! Nie powinieneś! Staraj się w dalszym ciągu, by cię dopuszczono do Ojca świętego. Jego tylko wola jest niezawodna. I nie dziw się temu co ci powiem: ale ojciec Dangelis, jakkolwiek przez kpiny wyprawił cię z powrotem do monsignora Nani, wypowiedział wszakże najzdrowszą radę. Bo tylko monsignor Nani może cię doprowadzić do Ojca świętego.
Piotr wzdrygnął się z oburzenia.
— Jakto?... Więc rozpocząłem moją działalność przez monsignora Nani i wyprawiony przez niego do innych, mam znów do monsignora Nani powracać?... Więc jestem zabawką w ich rękach, piłką, którą rzucają tam i napowrót!