Strona:PL Zola - Rzym.djvu/736

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jest wszechwładnym jego panem. Wpuszcza do kardynała tylko tych, których chce i decyduje o wszystkiem. Tak, ten lew dał się ujarzmić tej nędznej gadzinie, ten nikczemny księżyna rozporządza tym księciem Kościoła i Rzymu, ten mizerny kodytaryusz, który powinien siedzieć jak wierny pies u stóp swego pana, zapomniał o swej roli sługi i panuje nad kardynałem, popycha go w którą chce stronę... Ach wstrętny jezuita! Marny i plugawy jezuita! Wierzaj mi, strzeż się tego domowego szpiega! Strzeż się ocierać o fałdzistą jego sutanę, strzeż się z nim spotykać, gdy chyłkiem przesuwa się wśród ciszy pałacu, i wszedłszy do swego pokoju, spojrzyj uważnie, czy nie siedzi gdzie zaczajony w szafie lub pod łóżkiem... Ach oni ciebie zjedzą, tak jak mnie już zjedli! I jeżeli długo będziesz musiał mieć z nimi do czynienia, dostaniesz gorączki z nadmiaru rozpaczy, postradasz zdrowie, tak jak ja postradałem... Jezuici, ach ci jezuici to cholera, zaraza, plaga nad światem ciążąca!...
Piotr, który znów chodził po pokoju wielkiemi krokami, zatrzymał się, zdjęty strachem, wzburzony gniewem. Bo może wszystko co słyszał jest istotną prawdą?... Tak, to nie były rzeczy zmyślone, to musiała być prawda!
— Więc powiedz, cóż mam uczynić?... Radź, jak mam postąpić?... Zaprosiłem cię, byś tu do mnie przyszedł, bo poczułem że tracę grunt pod