Strona:PL Zola - Rzym.djvu/698

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

monsignor jakby żałując, że przedstawienie się skończyło, rzekł wesoło:
— Możesz mówić, mój drogi... możesz mówić... ja nie wzbraniam ci mówić... żałuję tylko, że stanowisko moje nie pozwala mi na danie ci odpowiedzi... Ale twoje zapatrywania na władzę świecką...
Powstrzymał się, jakby znaglony obowiązkiem milczenia i tylko piękne swe oczy wzniósł w górę ku niebu.
— A cóż można zarzucić moim zapatrywaniom się na znaczenie władzy świeckiej będącej tylko ciężarem dla Ojca świętego?...
Monsignor, nie odpowiadając na to pytanie, wyżej jeszcze wzniósł miłą swą twarz ku niebu, podnosząc zarazem w górę śliczne, pieszczone dłonie, potem znów patrząc na Piotra, zawołał jakby z wymówką:
— A zapowiedziana przez ciebie nowa religia?... Bo to nieszczęsne połączenie słów dwukrotnie napotkałem na stronicach twojej książki... nowa religia! Nowa religia! Boże wielki, przebacz mu to bluźnierstwo!
Monsignor z przejęciem złożył ręce przy tych słowach, jakby się modląc za karygodnego grzesznika. Piotr czuł rosnące w sobie wzburzenie, zawołał więc z odcieniem niecierpliwości:
— Nie wiem, co orzekniesz w sprawozdaniu swojem, mój Ojcze, lecz wiem na pewno, że nie miałem zamiaru krytykowania dogmatu... pozosta-