Strona:PL Zola - Rzym.djvu/639

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pasterz ich, wsparty o drzewo, czekał, by się napoiły. Wszystkie te drobne, proste sceny posiadały wyłączne, miejscowe piękno, szlachetniały, dzięki wspomnieniom jakie tu wywołuje każda grudka ziemi, tej ziemi związanej z takim ogromem historycznej przeszłości.
Powróciwszy z Campo Verano, najobszerniejszego z rzymskich cmentarzy, zastał Piotr przy Dariu nietylko Benedettę, lecz także Celię.
— Jakto, księże Piotrze — zawołała trochę przerażona Celia — chodzisz na cmentarz dla przyjemności... bez koniecznej potrzeby?...
— Ach, ci francuzi — rzekł w tym samym tonie Dario — ci francuzi! Psują sobie dobrowolnie życie, wyszukując rzeczy smutne, odrażające! Dziwne mają w tem zamiłowanie!
Chcąc się bronić przeciw tej napaści, zwrócił im Piotr uwagę, że nie należy dobrowolnie odwracać się od rzeczywistości. Lepiej jest przywyknąć do myśli o śmierci, ponieważ jest ona koniecznością każdego istnienia.
Dario oburzył się:
— Dlaczego mam wiedzieć o rzeczywistości?... Dlaczego mam patrzeć na rzeczywistość?... Jeżeli nie ma w sobie nic pięknego, nic przyjemnego, silę się, o ile tylko mogę, by o niej zapomnieć i nigdy o niej nie myśleć.
Piotr uśmiechnął się łagodnie i spokojnie opowiadał dalej odniesione wrażenia podczas przechadzki po Campo Verano. Cmentarz był utrzy-