— Pragnąłbym, aby nikt nie wiedział, co mnie spotkało... Wprost nie chcę narazić się na śmieszność... Podobno, nikt o tem nie wie, prócz obecnych tutaj, zatem proszę wszystkich o tajemnicę... Zwłaszcza niechaj nikt tem nie niepokoi cioci... i kardynała... słowem nikogo z przyjaciół i ze znajomych...
Doktor Giordano kiwał znacząco głową i dobrotliwie uśmiechnięty zapewnił:
— Dobrze... dobrze... nikt o tem się nie dowie... Powiemy, żeś książę spadł ze schodów i wywichnął sobie ramię... A teraz proszę się uspokoić i jak najprędzej zasnąć... Przyjdę jutro zrana... tylko proszę spać... o niczem nie myśleć... i nie doprowadzać się do gorączki... Do jutra...
Skutkiem rozmowy z Benedettą, oraz skutkiem choroby księcia Boccanera, rozpoczął się dla Piotra odmienny rodzaj życia. Przez pierwsze dni zupełnie nie wydalał się z pałacu, pisząc, czytając a po południu schodził na kilka godzin do pokoju Daria, gdzie zawsze zastawał Benedettę. Przez czterdzieści osiem godzin Dario miał dość silną gorączkę, lecz teraz rana już się goiła i wszystko zapowiadało blizkie wyzdrowienie. Powszechnie myślano, że Dario zwichnął sobie ramię, potknąwszy się na schodach. Do tego stopnia uwierzono w bajkę, wymyśloną przez poczciwego doktora, że kardynał począł nalegać na donnę Serafinę, by ustąpiła od zaprowadzonej i przestrzeganej oszczędności w oświetlaniu schodów.
Strona:PL Zola - Rzym.djvu/607
Wygląd
Ta strona została uwierzytelniona.