Strona:PL Zola - Rzym.djvu/518

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jak widzę, chcesz, bym nie spał przynajmniej przez tydzień!... Bo wstrętne rzeczy jakie tam zobaczę, już z góry mnie przerażają...
Zaczęto się z niego śmiać i pomimo widocznego niezadowolenia donny Serafiny, uradzono zebrać się nazajutrz rano o godzinie dziesiątej. Celia niezmiernie żałowała, że nie może brać udziału w tej wyprawie. Lecz ona, zamknięta wyłącznie w krainie miłości, ciekawą była tylko Pieriny. Wychodząc, już w przedpokoju, pochyliła się do ucha Benedetty, szepcząc:
— Moja najdroższa, a przypatrz się jej dobrze... przypatrz się... byś mogła mi powiedzieć, czy ona naprawdę jest tak bardzo piękna... najpiękniejsza ze wszystkich...
Nazajutrz rano Piotr, spotkawszy Narcyza Haberta w pobliżu zamku św. Anioła, ździwił się, ujrzawszy go w stanie egzaltacyi i rozmarzenia, jak owego dnia w kaplicy Sykstyńskiej. Oczy miał powłóczyste, zamglone i głosem obumierającym ze wzruszenia mówił o sztuce, zamiast opowiadać dzieje nowej dzielnicy Rzymu i straszne finansowe katastrofy, spadłe ztąd na liczne rzymskie rodziny. Narcyz z uniesieniem mówił o doznanych wrażeniach. Wstał o wschodzie słońca i spędził parę godzin przed świętą Teresą dłuta Berniniego. Tęsknił już do niej, bo jej nie widział od tygodnia, a był to najdłuższy przeciąg czasu, jaki mógł wytrzymać bez widoku tego arcydzieła. Cierpiał też z nadmiaru tęsknoty