Strona:PL Zola - Rzym.djvu/473

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wyrosną — bronić potrafią zdrowych zasad i Kościoła, bo wcześnie poczęły gardzić okropnością zesucia wypływającego z doktryn szerzonych w szkołach bezwyznaniowych. Leon XIII ocenił to z zadziwiającą trzeźwością umysłu i wiele łoży na szkoły katolickie.
Nastąpiło milczenie. Wszyscy trzej przechadzali się zwolna pod wspaniałą kolumnadą, patrząc na olbrzymi plac przed bazyliką. Tłum już się rozbiegł i plac był pusty, słoneczny a z rozpalonego, symetrycznego bruku wyrastał tylko obelisk i dwie monumentalne fontanny, na które spoglądać się zdawały białe statuy stojące rzędem ponad portykiem bazyliki.
Oczy Piotra znów się zatrzymały na oknach mieszkania papieskiego i zdawało mu się, że widzi białą, nikłą postać Leona XIII liczącą i porządkującą zebrane miliony, by je skrzętnie potem schować i wydawać jedynie ku uczczeniu i jak największej chwale Boga.
— Zatem papież nie obawia się przyszłości?... i nie przewiduje pieniężnych kłopotów i niedoborów? — szepnął Piotr.
— Pieniężnych kłopotów i niedoborów? — zawołał z niebywałem uniesieniem monsignor Nani, który oburzony temi słowy chwilowo zapomniał o zwykłym swym spokoju i dyplomatycznej oględności. Jak możesz coś podobnego przypuszczać, mój synu!... Podskarbi Ojca świętego, kardynał Mocenni, każdego miesiąca otrzymuje olbrzymie sumy