Strona:PL Zola - Rzym.djvu/448

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pasterz pragnął pozostać na czele swych owieczek. Wyróżniali się także przełożeni różnych klasztorów, w charakterystycznych habitach brunatnych lub białych, wyprostowani i z góry patrzący, o twarzach wygolonych lub obrośniętych. Na prawo i na lewo powiewały chorągwie, przyniesione papieżowi w darze od mnóstwa stowarzyszeń i kongregacyj. Po nad tłumem, kołyszącym się zlekka jak fale, unosił się szum modłów i szeptów; chociaż głos w każdej piersi mocą był tłumiony, wydzierały się jednak westchnienia z ust pożądliwością zgłodniałych, oczy pałały wśród spoconych twarzy a powietrze zalegała jakby coraz gęstsza, ciemniejsza para, przesycona wonią tysięcy stłoczonych i roznamiętnionych ciał ludzkich.
Wtem, pomiędzy osobami będącemi w pobliżu papiezkiego tronu, Piotr spostrzegł monsignora Nani, który, poznawszy go zdaleka, przywoływał go znakami ku sobie. Piotr również znakami odpowiedział skromnie, iż woli pozostać na zajmowanem stanowisku, lecz uprzejmy prałat nie dał za wygranę i wysłał kogoś ze służby z rozkazem przeprowadzenia Piotra przez salę nabitą ludźmi. A gdy wreszcie Piotr został doprowadzony przed monsignora, ten rzekł:
— Dlaczegóż wzdragasz się, mój synu, zająć miejsce jakie ci wyznaczyłem?... Twoja karta daje ci prawo pozostania tutaj, po prawej stronie tronu...