Strona:PL Zola - Rzym.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tevere, o starych, chaotycznie rzuconych domach z czerwonej cegły. Dachówką wyblakłą na słońcu, pokryte ich dachy zasłaniały bieg Tybru.
Piotr był nieco zdziwiony płaszczyzną miasta widzianego z tego wyniosłego tarasu. Owe sławne siedem pagórków wydawały się tylko lekką falistością wśród morza rozpłaszczonych domów. Na prawo, na tle niebieszczących się w dalekiej głębi gór Albańskich, występował naprzód w ciemno-fioletowych tonach monte Aventino z trzema kościołami do połowy zakrytemi zielonością. Ogołocony ze swej korony pałaców monte Palatino obiegała ciemna frendzla cyprysów rosnących szeregiem. Monte Celio rozpływał się z tyłu, ukazując tylko drzewa willi Mattei, zanikającej w złotym pyle słońca. Wysmukła dzwonnica i dwie małe kopuły kościoła Santa Maria Maggiore, oznaczały szczyt monte Esquilino, wprost tarasu, lecz daleko, po drugiej stronie miasta. Na stokach monte Viminale bieliły się stosy kamieni wśród ciemniejszych pręgów; nowobudujące się ulice i domy zlewały się bezładnie w rodzaj opuszczonej kopalni kamieniołomu zalanej jaskrawem światłem. Napróżno Piotr szukał Kapitolu, nie mógł go odnaleźć. Dopiero zoryentowawszy się za pomocą kościoła Santa Maria Maggiore, przekonał się, że kwadratowa, skromnego wyglądu wieża, gubiąca się wśród sąsiednich dachów jest tem, czego szukał. Monte Quirinale poznał natychmiast po długiej fasadzie