Strona:PL Zola - Rzym.djvu/315

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wy paliło ich nadewszystko; każdy chciał w następnych pokoleniach wywołać nadmiar podziwu dla swej potęgi i możnowładztwa, chciał przetrwać wspaniałością wzniesionych pałaców, sądząc, że nazawsze oprą się one zniszczeniu i zagładzie, że ciążyć one będą ziemi kolosalnością swej majestatyczności, której czas się nawet ulęknie, przechowując ją w całości wtedy, gdy ciała ich, w proch zmienione, wiatr rozniesie po szerokim świecie... Skutkiem tej dążności pysznych cezarów rzymskich, wzgórze palatyńskie stało się podstawą nieprawdopodobnie olbrzymich i rozległych gmachów, wyrastających przy sobie, cisnących się do siebie, a każdy nowo dodany pałac był nowym wyrazem dumy nowego pana, chcącego błyszczeć śnieżną białością marmurów, olśniewać oczy jaskrawością różnokolorowych ścian i kolumn swego przybytku. Palatyn, jak drogocenna korona, jak misternie rzeźbiony tron, królował nad Rzymem, nad światem, był siedzibą monarszą, pałacem, świątynią, bazyliką, katedrą niezrównanego bogactwa, wyzywającego samolubstwa, hardem urągowiskiem przemocy i siły.
Lecz nadmiar tych nadużyć przyśpieszył ich śmierć i koniec. Przez siedem przeszło wieków wzrastała potęga Rzymu a następne pięć wieków cesarskich rządów, pędzić poczęły naród ze szczytów w otchłanie. Obszar państwa rozpadał się skutkiem samego swego ogromu; zagarnięte prowincye ubożały, śląc swe bogactwa