Strona:PL Zola - Rzym.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cyi inną jaką drogą... bo Watykan nie zechce narażać się ambasadorowi, przychylając się do prośby, której spełnienia odmówił mu...
Piotr, silnie zaniepokojony, spojrzał na Narcyza a ten potrząsał głową w sposób znaczący. Był widocznie zachwiany, zakłopotany. Czując, że musi coś powiedzieć, szepnął:
— Tak, niezawsze nasz ambasador otrzymuje, czego żąda... nie tak dawno prosił o udzielenie audyencyi dla bardzo wybitnej osobistości przybyłej chwilowo do Rzymu, otóż wręcz mu odmówiono... wiem, że to sprawiło wielką przykrość ambasadorowi, również jak i nam wszystkim będącym przy jego boku... Wasza Wielebność ma najzupełniejszą słuszność... Trzeba naszego ambasadora zachować na później, gdy już wszystkie inne sposoby uzyskania audyencyi zostaną wyczerpane...
Widząc, jak przykre wrażenie sprawiły te słowa na Piotrze, pokładającym w nim nadzieję — dodał z przyjacielską życzliwością:
— Więc najpierw pójdziemy do mojego kuzyna w Watykanie...
Monsignor zdziwił się i zaniepokojony spytał:
— W Watykanie?... Pan masz krewnego w Watykanie?...
— Tak, jestem bratem ciotecznym monsignora Gamba del Zoppo.
— Prawda, zapomniałem, najmocniej przepraszam — unieuwinniał się monsignor Nani. — Więc