Strona:PL Zola - Rzym.djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

której byłem natchniony jego własnemi, najwznioślejszemi myślami?...
— Zapewne, zapewne — potakiwał pośpiesznie monsignor, jakby z obawy, by ktoś z obecnych nie odjął zbyt gwałtownie nadziei rojonych przez tego młodego entuzyastę. — Ojciec święty posiada rzadkiej miary inteligencyę!... Trzeba będzie się rozpatrzeć... tylko zalecam ci, mój synu, byś wyrobił w sobie więcej spokoju... działać należy z rozmysłem... nie śpiesz się zbyt gwałtownie...
A zwróciwszy się w stronę Benedetty, zapytał:
— Wszak pani także tak sądzi?... Przypuszczam że Jego Eminencya jeszcze nie widział księdza Piotra?... Należałoby uzyskać corychlej posłuchanie... chociażby jutro rano... Rady Jego Eminencyi będą zbawienne dla księdza Piotra, który nie omieszka z nich skorzystać i według nich się kierować.
Kardynał Boccanera nigdy się nie ukazywał na poniedziałkowych przyjęciach w salonie swojej siostry. Lecz był on obecny w myśli zebranych tu osób, które uznawały w nim głowę i niewidzialnego kierownika tego domu.
— Obawiam się — rzekła contessina — by mój wuj nie był przeciwnikiem poglądów księdza Piotra. Więc może lepiej poczekać i później dopiero uzyskać audyencyę u kardynała?...
Nani uśmiechnął się i, patrząc na Benedettę, rzekł dwuznacznie: