Strona:PL Zola - Rzym.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi w książce ideami... a zatem nie ona zażądała jego przyjazdu, nie ona oświadczyła swą gotowość bronienia autora dzieła, które trafiło do własnych jej przekonań?... Znów Piotra opadły podejrzenia, znów przeczuwał działające w ukryciu przeciwne sobie siły, niewidzialną rękę kierującą wszystkiem ku nieznanym celom. Natomiast Benedetta podbiła go ujmującą swoją szczerością, oczarowany był szlachetnością jej piękności, młodocianym jej wdziękiem. Czuł, iż można w niej pokładać ufność, wzbudziła ją ona zaraz na wstępie rozpoczętej z nim rozmowy. Chciał właśnie jej powiedzieć, że może nim dowolnie rozporządzać, lecz nadeszła ku nim dama czarno ubrana. Wyniosła, szczupła jej postać wyraźnie się zarysowała na tle jasności płynącej z sąsiedniego salonu.
— Benedetto, czyś powiedziała, by Giacomo poszedł na górę zobaczyć, co się tam dzieje?... Don Vigilio przyszedł sam. Znajduję to nietaktownem.
— Ależ nie, moja ciociu, ksiądz Piotr Fromont jest tutaj.
I dla uzupełnienia ceremonii przedstawienia rzekła, powtarzając:
— Ksiądz Piotr Fromont... Księżna Boccanera.
Zamieniono się ukłonami. Donna Serafina musiała mieć lat około sześdziesięciu, lecz ściskała się tak mocno, iż sądząc z figury, możnaby ją uwa-