Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Katolicyzm nie mógł powrócić do pierwotnych swych założeń, nie mógł być religią jutrzejszego demokratycznego społeczeństwa, nie mógł się stać wiarą, darzącą zbawieniem chylący się świat. Dziś już tylko ułudnym wydawał się demokratyczny pierwiastek chrystyanizmu, nazawsze zrosłego z Rzymem, swoją stolicą. Katolicyzm, związany tradycyą i dogmatem, musiał obstawać przy dochodzeniu praw świeckiej władzy papieża a to wszystko skazywało go na wieczną nieruchomość, pomimo ewolucyjnych pozorów. Papież, więzień odosobniony od świata, po za spiżową bramą Watykanu, przez atawizm dzierżył w sobie nieprzerwane marzenie osiemnastu stuleci, którego celem było objęcie niepodzielnej władzy nad światem.
Piotr, rozumiał teraz całą bezzasadność rojonych przez siebie marzeń odrodzenia się Rzymu. Uniesiony współczującą miłością względem cierpiących, chciał dla nich znaleźć wybawienie i wierzył, że je odkrył w odrodzeniu katolickiego kościoła. Lecz tu, gdzie chciał znaleźć życie, napotkał tylko śmierć i popioły zniszczonego na zawsze świata. Na jego krzyk rozpaczy, na jego błaganie o nową religię, Rzym odpowiedział potępieniem jego książki, uznanej za heretycką, więc sam ją odwołał, bo z goryczą spostrzegł, jak dalece się łudził. Teraz przejrzał, bo poznał tutejsze dążenia, ale stało się to kosztem