Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1088

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Angiolo, którego stare, chociaż czyste ubranie świadczyło o ukrywającem się ubóstwie, rzekł głosem poważnym i dźwięcznym:
— Ja jestem rozsądny, tylko tamci inni nie są rozsądnymi... tak, cała reszta innych inaczej na rzeczy patrzących... Gdy wszyscy ludzie dojdą do rozsądku i zaprowadzą na świecie panowanie prawdy i sprawiedliwości, wówczas świat cały będzie szczęśliwy.
— Oto go masz! — zawołał Orlando, zwracając się do Piotra. — Powiedzże mu, o ile złudną jest rzeczą upatrywania teoretycznie prawda i sprawiedliwość. Lecz młody jest, więc sam się o tem najlepiej przekona.
I już nie zajmując się dłużej młodzieńcem, Orlando zaczął rozmawiać z Piotrem, Angiolo zaś, pozostawszy w swoim kąciku, zachowywał zię spokojnie, lecz z wielką ciekawością i natężeniem słuchał toczącej się rozmowy.
— Powiedziałem ci, drogi panie Froment, że zmienisz swe poglądy, zapoznawszy się bliżej z Rzymem. Nie chciałem z tobą o tem mówić, gdyś przyjechał, bo wiedziałem, że naga rzeczywistość bardziej stanowczo na ciebie oddziała niż wszystko, co mógłbym był ci powiedzieć. Nigdy nie wątpiłem, że wycofasz swoją książkę, że ją wycofasz dobrowolnie, z własnego uznania, jako pomyłkę własnych poglądów... tu dopiero mogłeś się przekonać, czem właściwie jest Watykan. Lecz o Watykanie wszak nie potrzebuje-