Przejdź do zawartości

Strona:PL Zola - Rzym.djvu/1082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
XVI.

Nazajutrz, wróciwszy ze cmentarza po pogrzebie, Piotr zjadł śniadanie osobno, w swoim pokoju, i postanowił dopiero nad wieczorem pożegnać się z kardynałem i z donną Serafiną. Z Rzymu wyjeżdżał dzisiaj około godziny dziesiątej wieczorem, chciał wszakże przed odjazdem złożyć wizytę pożegnalną w pałacu hrabiego Prada, by porozmawiać raz jeszcze ze starym jego ojcem, bohaterem z czasów walk o niepodległość Włoch, którego czcił i miłował. Około godziny drugiej kazał sobie sprowadzić dorożkę i pojechał na ulicę Dwudziestego września.
Przez całą noc padał deszcz i teraz jeszcze było pochmurno, wilgotno, a nad miastem unosiły się opary dżdżyste. Wtem szarawem dziennem świetle nowe pałace, ciągnące się wzdłuż ulicy Dwudziestego września, wydawały się posępne, blade, nieskończenie melancholijne. Zwłaszcza olbrzymi gmach ministeryum finansów smutny był jak bezkrwiste ciało, z którego życie ucieka a nadmiar balkonów, rzeźb i ozdób architektonicznych czyniły go podobnym do zmarłego miasta.